Witam! Witam! Witam i o zdrowie pytam! Co mnie wprawiło w tak dobry humor? Ptak, a konkretnie wystawa pojazdów zabytkowych w centrum wystawienniczym Ptak EXPO w Nadarzynie. Dla znawców tematu impreza znana i nawet ja, na swoim blogu opisywałem pierwszą edycję imprezy na tym obiekcie. Wystawa nosi nazwę Warsaw Oldtimer Show.
Z byłych hal wietnamsko-chińskich handlarzy zniknęły boksy, które akurat mi się podobały, bo były przeszklone i porządnie zrobione. Do takiej imprezy jak wystawa oldtimerów nadawały się idealnie, bo wstawiało się do boksu bryki i nie trzeba było kombinować ze słupkami, taśmami itp. Ale do hali expo to one pasowały średnio, no i zniknęły! Ale teraz hale wyglądają w środku lepiej, bardziej przestronnie.
Ale do rzeczy, bo nie o halach mam wam pisać, a o samochodach i stoiskach.
Na Warsaw Oldtimer Show przyjechałem samochodem i okazało się, że nie ma problemu z parkowaniem, co jest dużą zaletą i w dodatku nikt nie chce kasy! Super! Już mi się podoba! Zaparkowałem na tyłach hal i musiałem przedreptać do hali pierwszej, a właściwie przedostatniej. Mówiąc po żołniersku, zaatakowałem od tyłu.
Pierwsze na co wlazłem to w połowie pustej hali stoją nowe mustangi w jednej linii i dwóch gości na krzesłach, w moim mniemaniu stróżujących, co by tych mustangów nikt nie skrzywdził. Trochę mnie to zaskoczyło, bo mustangi to takie amerykańskie plastiki z dużymi silnikami, jak to amerykany. Ale kreatywność właścicieli podobna, trochę toporna i plastykowa żeby nie powiedzieć młotkowa. Aż się prosi żeby je poustawiać w jakiś ciekawy sposób, dodać informację o co ciekawszych czy starszych egzemplarzach i zaprosić paru uśmiechniętych właścicieli, którzy chętnie pokażą i opowiedzą o swoich samochodach. A nie dwóch smętnych gości cieciujących z kwaśną miną i skrzyżowanymi nogami. Jaki Pan taki kram!
Ale okazało się, że panowie są w strefie bezbiletowej czyli trochę poza zawodami. W następnej hali świat mieni się kolorami i wspomnienie szarych mustangów oraz ich właścicieli prysnęło w kosmos!
Oczywiście od razu wlazłem na stoisko polskiej firmy Almar, która na dwustu metrach zaprezentowała absolutny hit tej wystawy i zakasowała całą konkurencję na tej imprezie, czyli przedwojenne mercedesy w perfekcyjny sposób odrestaurowane! Poziom odbudowy pojazdów jest taki sam, jak moich egzemplarzy, czyli lepiej już się nie da! Same pojazdy to perły marki mercedes, bo tylko tej firmy egzemplarze firma pokazała, ponieważ od 20-tu lat specjalizuje się w ich odbudowie. Same perły: 220 Cabriolet B czy model 290 Spezial Roadster! Abstrahując od zjawiskowości tych samochodów jest to też droga pozycja dla miłośników i kolekcjonerów. Trzeba mieć dużą forsę, bo zwykła forsa starczy tylko na jeden samochod! Ale co tu dużo pisać, zobaczcie sami.
Stoisko fajne i ciekawe zrobiło BMW klub Warszawa, które zasłynęło na pierwszej edycji imprezy w 2016 roku niezapomnianym Bikini Show! Tak chłopaki, tego się nie da zapomnieć i nawet upływ czasu nie niweluje mojej dziury w szarych komórkach po tym „szole“ W skrócie chodzi o to, że dziewczyny miały cyckami myć beemy, a jak przyszło co do czego był pogrom cellulitowy i parę nieśmiałych dziewczyn. Po szczegóły odsyłam do relacji z tej traumy (Warsaw Moto Show 2016! Czyli wreszcie zajebista impreza motoryzacyjna).
Ale ku mojemu zdumieniu na tej edycji na stoisku były ciekawe samochody przedwojenne i całość wystawy niesztampowa. Tym razem brawo chłopaki!
Ogromnie pozytywne wrażenie zrobiło na mnie stoisko „Nornicy“ czyli klubu motocyklowego z Pruszkowa. Dlaczego Nornica? Nie mam pojęcia i bałem się zapytać, ale na następnej wystawie zrobię research tematu pochodzenia nazwy klubu. Na stoisku motocykle przenoszące chyba każdego w sentymentalną podróż. Czego tam nie było? Od kultowej ETZ-ty 250 przez W-ski, BMW Sahary po pięknie zachowane japończyki! Widać, że siła tego klubu i jego członków jest duża! Zazdroszczę! Obok mnie, w Legionowie, który ma już chyba z 50 tysięcy mieszkańców, nie mamy takiego klubu. Szkoda!
W międzyczasie, przechodząc z hali do hali, wpadłem na pokaz jazdy akrobatycznej na Harleyu w wykonaniu Macieja Dopa, którego przedstawiać w świecie stuntu nie trzeba. Naprawdę wyczynia na nim cuda! Całość oglądało dużo widzów. Teraz stunterów jest sporo, ale jeszcze z 15 lat temu jechałem specjalnie do Bielawy na pokaz kaskadera motocyklowego Jean-Pierre Goya, który pracował na planie Bonda i dublował Pierce Brosnana na motocyklu BMW R 1200C. Jego show było wyjątkowe, do tej Bielawy jechało kilka tysięcy ludzi! To były czasy! A teraz i nasze chłopaki dobrze łyknęły temat!
Ale wracając do zwiedzania to nie przepadam za Jaguarami, ale znalazłem przepięknego XK 120 w kolorze jasno zielonym. Samochód jest ikoną w palecie jaguarów i został po raz pierwszy pokazany na wystawie w Londynie w 1948 roku (u nas wtedy była powojenna bieda a oni takie bryki jak ufo produkowali! To niesprawiedliwość dziejowa). Był to samochód ogólnie dostępny, który osiągał prędkość 120 mil, czyli jakieś 160 km/h stąd nazwa XK 120. Model był produkowany w latach 1940-1954. Model XK 120 był trzykrotnym triumfatorem wyścigu Lemans i innych bardzo znanych imprezach co przełożyło się na bardzo dużą sprzedaż. Każdy chciał mieć brykę, która pędzi jak szalona. Jest to samochód, który bez kompleksów uczestniczy we współczesnych rajdach oldtimerów takich jak Mille Miglia, Silverstone, Le Mans, czy Goodwood.
Drugim samochodem, który ma ciekawą historię to Cadillac dla biednych czyli LaSalle z 1927 roku. Jest to kwadraciak z drewnianą budą i dużym silnikiem. Nazwa LaSalle sugeruje, że jest to samochód pochodzenia francuskiego, ale to tylko wybieg marketingowy bo jest to amerykanin z krwi i kości. Mechanika to kopia Cadillaca i z taką misją został zbudowany, aby zaspokoić emocjonalnie tych, których nie stać było na oryginał! Egzemplarz pokazany na Warsaw Oldtimer Show pochodzi z kolekcji Ceesa de Rijke, właściciela muzeum w Holandii w mieście Oostvoorne. W 2017 roku został zakupiony przez polskiego kolekcjonera.
Samochodem, który jest marzeniem nieco młodszych miłośników pojazdów zabytkowych to BMW ósemka z Japonii o mocy 320 KM. Nie wiem, czy właściciel nie podkolorował trochę tej mocy, ale nie ma co obrażać, bo może tyle ma. Podobno wsadził w niego 90 kawałków i teraz by chętnie sprzedał za 200 tysięcy. Trochę drogo! Ale samochód bez dwóch zdań wychuchany! Tylko brać!