Ford T – czyli koszt naszej usługi to 175 000 zł!!!!
Samochód, który wam teraz zaprezentuję, jest moim jednorożcem. Od dnia zakupu mści się na mnie za to, że go rozebrałem (aczkolwiek nie osobiście). Nie było ani jednego tematu związanego z tym pojazdem, który by przebiegał sprawnie i w uzgodnionej cenie. Prawdziwym horrorem była współpraca z wszelkiej maści „specjalistami”
Ale po kolei: samochód kupiłem w roku 2005 od kolekcjonera z Nowego Dworu Mazowieckiego, który się nazywa Apolinary Bartnicki. Pojazd ten to kultowy FORD model T. Co ciekawe, samochód posiada dokumentację w postaci Dowodu Tożsamości Pojazdu Mechanicznego wskazującą, że pojazd był na wyposażeniu 2 Baonu Czołgów i Samochodów Pancernych w Tarnobrzegu. Zdjęcie książeczki zamieszczam poniżej, może ktoś na ten temat wie więcej.

Samochód chwilę przed wybuchem II Wojny Światowej został przez wojsko sprzedany. Kupił go wojskowy, co zostało odnotowane wpisem do książeczki wozu.


Podejrzewam, że wyprzedaż tego typu pojazdów zapewne została spowodowana wiekiem – były już po prostu za „stare” dla wojska. Oficer, który kupił ten egzemplarz, dostał przydział do jednostki frontowej we wrześniu, już po wybuchu wojny. Przed wyjazdem pojazd rozmontował i wniósł na strych. Sam demontaż nie był szczególnie trudny ponieważ Ford model T waży 550 kg i rozebranego, kawałek po kawałku, spokojnie da się wnieść na strych. Niestety oficer z wojny nie wrócił i samochód pozostał na strychu do lat 70- tych zeszłego stulecia, kiedy to odkryli go studenci i znieśli na dół.
Z ciekawości auto złożyli, żeby zobaczyć co to za wehikuł! Po montażu udało im się go nawet uruchomić, ale niestety, jak na kieszeń studentów, znalezisko strychowe okazało się niewdzięczne. Paliło bowiem 50 litrów na 100 km (właściwie to pali każdą ilość zatankowanego paliwa), co spowodowało że studenci pozbyli się „sprzęta” i sprzedali go znanemu miłośnikowi zabytków z Gostynia Janowi Pedzie. Samochód stał u niego do lat 90-tych, kiedy to został kupiony przez wspomnianego już wcześniej Apolinarego Bartnickiego, aby ostatecznie trafić w moje ręce. Mogę powiedzieć, że jestem jego czwartym właścicielem, nie licząc wojska. Nie wiem, jak studenci, ale zarówno Apolinary Bartnicki, jak i Jan Peda żyją cały czas, czyli samochód jest szczęśliwy i nie dyszy zemstą:)

Samochód w dniu zakupu był jeżdżący, aczkolwiek jego sposób odbudowy zupełnie mi się nie podobał. Remont był zrobiony z użyciem najtańszych materiałów, czyli np. siedzenia były obszyte dermą, a silnik posiadał mnóstwo „patentów”. Nie było budżetu na to aby zamówić brakujące elementy w sklepie internetowym w Stanach (podaję adres sklepu w USA, jakby ktoś szukał www.modeltford.com).

Ale trzeba przyznać, że ludzie, którzy w latach 80 czy 90-tych, samodzielnie odbudowywali pojazdy, z reguły byli manualnie dobrze zaprawieni w boju. W PRL-u było trudno o materiały do weteranów, a na Zachód nikt nie jeździł. A nawet jak już pojechał, to zakup opony za 100 dolarów to raczej był kosmos, w sytuacji gdy zarobek miesięczny w kraju wynosił 25 dolarów. Dlatego w moim Fordzie, jak nie było lusterka wstecznego na przedniej szybie, to sobie Apolinary zrobił sam na kowadle. Jak nie było łożysk do przednich kół (komplet kosztuje 300 dolarów!), to się kupowało od kombajnu czy traktora i młotkiem wbijało na ośkę. To akurat wywołało moje zgrzytanie zębami w trakcie odbudowy, bo producent przewidział łożyska z gwintem wewnętrznym do wkręcania na ośkę, a jak młotem wbił Apolinary, no to wiadomo co z gwintem się stało!
Ale pomimo setek patentów, to jestem pod wrażeniem pomysłowości i zmysłu do mechaniki tamtego pokolenia. Szacun!

Sam zakup samochodu od Apolinarego Bartnickiego to osobna historia, zasługująca na opisanie nawet skrótowe. Umówiliśmy się co do kwoty i zapłaciłem 80 procent kasy. Powiedziałem, że resztę dowiozę resztę, jak dostanę, bo teraz nie mam, jak to w życiu bywa. Ten co miał mi tę kasę przesłać, to oczywiście ściemniał w nieskończoność, a ja w międzyczasie zapisałem się na Rajd Pojazdów Zabytkowych, odbywający się w Nowym Dworze Mazowieckim, a organizowanym przez Ewę i Apolinarego, czyli sprzedawców wozu. Kasę dostałem dzień przed rajdem i do razu pojechałem do Apolinarego. Kładę kasę na stół i mówię, żeby go przywiózł na start rajdu w Nowym Dworze Mazowieckim. Chłop się spojrzał na mnie jak na stare imadło i mówi, że to jest automat. I, że trzeba się nauczyć nim jeździć, bo Fordy T są zupełnie innym kosmosem niż każdy inny pojazd. No ale co miałem zrobić? Rajd to rajd, zapłaciłem to jadę! Rano faktycznie, jak było umówione bryka była na lawecie, obok rampy startowej. Apolinary zrzucił z lawety wehikuł, odpalił i wytłumaczył mi z grubsza, która wajcha do czego oraz jak działa wyprzedzenie zapłonu, gaz (ręczny przy kierownicy!) i takie tam. Ja od razu na start i fru na trasę.
Gość, który wystartował za mną opowiadał, że z początku myślał, że jestem pijany, ale jak ściąłem zakręt i centralnie przejechałem przez klomb z bratkami to doszedł do wniosku, że to chyba coś innego. Oczywiście Apolinary zapomniał mi powiedzieć, że koła w Fordzie T skręcają się prawie do 90 stopni i trzeba bardzo uważać, żeby przy gwałtownym skręcie nie dachować, jak koła postawią się w poprzek. Mój niefortunny przejazd przez klomb z bratkami był spowodowany odkryciem tego zjawiska na żywo. Nawiasem mówiąc, Ford T jest jedynym pojazdem na świecie, który może się kręcić w kółko i w filmach z Charlie Chaplinem czy Olivierem Hardy nakręcone tam sceny z Fordami kręcącymi się w kółko, są autentyczne!

Na metę Rajdu dojechałem, czym wywołałem zdumienie chyba u wszystkich. Niestety zaraz po rajdzie poleciały panewki w Fordzie i podjąłem wtedy decyzję o jego kompleksowym remoncie.
Wcześniej, restaurując Essexa, poznałem specjalistę od chromów Krzysztofa Meksułę, który polecił mi super mechanika na stare wozy. Mechanik ten co prawda specjalizował się w Jaguarach i samochodach z lat 80- tych, ale odbudowy mechaniki podjął się bez wahania. I w ten sposób rozpoczął się mój horror!
Facet nazywa się Michał Kretkowski i ma warsztat Altamira w Zakroczymiu, 50 kilometrów od Warszawy na trasie do Gdańska. Specjalizuje się w serwisie i odbudowie samochodów „Luxury Cars”, jak widnieje na jego stronie internetowej. Obaj Panowie czyli Michał Kretkowski wspólnie z Krzysztofem Meksułą od chromów (ten drugi gość miał zrobić blacharkę i chromy do Forda) rozebrali ochoczo samochód w drobny mak. Po moich usilnych staraniach o kosztorys i nacisku na fakt, że chciałbym poznać koszty odbudowy Pan Michał Kretkowski z Zakroczymia przysłał mi umowę opiewająca na… 175 000 zł. To nie jest żart! Mam tę umowę do dzisiaj, żeby nie było, że fantazjuję.






Oczywiście taka kwota to bzdura i skróciłem rozmowę do słowa, że dziękuję. Problemem okazało się, że Panowie, bez uzgodnienia ze mną, wóz rozebrali i z tytułu tej czynności chcą ode mnie 8 tysięcy złotych, z czego już wcześniej zapłaciłem zaliczkę odnośnie prac związanych z przeglądem i ustaleniem zakresu usługi, w wysokości 6 tysięcy. Wyjaśnienie sprawy trwało całą zimę, zanim udało mi się odzyskać mój samochód, oczywiście w 400 kawałkach. Teraz pytanie dla osób, które oddały by samochód w ręce poważnego warsztatu. Gdzie przechowuje się rozebrany samochód? Już widzę dziesiątki odpowiedzi, że w magazynie, w pomieszczeniu itp., itd. Otóż moi kochani, odpowiedź jest bardzo prosta – pan z Altamiry Michał Kretkowski przechowywał go w naturalnym środowisku, czyli na zewnątrz pod płotem, przysypanego śniegiem. W efekcie np. koła, które są z drewnianymi szprychami i nie wymagały odnowienia, po przezimowaniu pod płotem nadawały się do kompletnej renowacji.
Wreszcie, po postraszeniu prawnikiem, udało mi się odzyskać moje auto, choć w częściach. Pan Kretkowski łypiąc na mnie, te elementy mi oddał, ale pieniędzy już nie. Podkuliłem ogon, pozbierałem Forda z różnych kątów Altamiry i zawiozłem do siebie do domu. W ten oto sposób rozpoczęła się moja kariera przy odbudowie Forda Modelu T.

Okazało się, że w międzyczasie Panowie rozrzucili części do samochodu w różne miejsca. Buda i części do chromowania wylądowały u Pana Krzysztofa Meksuły, który warsztatu co prawda stricte nie ma, ale u siebie na wsi robi wszystko na zydelku w stodole. Tutaj temat był o tyle ciężki, że Pan Meksuła negocjatorem nie jest i w jego opinii jestem (żeby nie wulgaryzować, bo bloga mogą czytać osoby młodociane) męskim narządem płciowym. A to z tego powodu, że nie chcę wydać takiej wydumanej kasy. Po kilku wizytach budę odzyskałem, ale niestety Pan Meksuła stwierdził, że części elementów mi nie odda, bo mam zapłacić ileś tam tysięcy (za każdym razem podawał inną kwotę, kompletnie z sufitu). Może jestem frajerem, ale nie aż takim, więc zdecydowanie odpowiedziałem, że nie! Do dzisiaj nie odzyskałem deski rozdzielczej, mocowania tylnego resora, pokrywy zapłonu i paru innych drobiazgów.

Elementy drewniane Panowie zawieźli do specjalisty od odnawiania drewna Pana Krzysztofa Bubły, który ma warsztat w Brwinowie. Pojechałem tam i ku mojemu zdumieniu facet okazał się gościem z uruchomioną funkcją myślenia. Przeprosił, że wplątał się w taką historię, zrobił kawę i graty mi oddał. Szacun! Mężczyznę poznaje się po tym nie jak zaczyna, ale jak kończy!
Ostatecznie odzyskałem 80 procent swojego Forda, straciłem parę tysięcy złotych i otrzymałem samochód w 12 workach! Nie pozostało mi nic innego, jak zakasać rękawy i wziąść się samodzielnie do odbudowy.
Załączone zdjęcia pokazują samochód w trakcie mojej samodzielnej odbudowy.
Na koniec pokaże wam na czym polegał efekt zniszczenia kół w firmie Altamira na przykładzie zdjęć:



Fajnie się czyta opisywane przez pana historię.
Opisuje Pan zimowanie forda pod plotem w Zakroczymiu.
To i tak warunki luksusowe w porownaniu do tego, jak gosc kompletnie zniszczyl mi moje samochody zabytkowe, rzucone
w bloto i krzaki, z pogubionymi (?) czesciami, przypadkowo
tymi najdrozszymi.
Porsche 356, ktore rzekomo mialo byc w lakierni, wrastalo
w ziemie i trwalo to nie miesiace czy jeden sezon zimowy, ale lata.
170 S kabrio A – blacharka pozornie zaczeta to przyklad
niefachowosci, odebrany w stanie duzo gorszym, niz trafil
do pana Grzegorza do renowacji
190 SL – niechlujstwa mechaniczne.
Stracone lata, pieniadze i nerwy.
Mam dosc!