Bardzo wiele lat temu kupiłem ślubowóz, czyli dużą limuzynę pomalowaną na biało z niebieskim paskiem wzdłuż karoserii i siedzeniami obszytymi złotym sztruksem z Pewexu. Do tego klamki od szafy i kołpaki własnej roboty. Wóz nawet nie był specjalnie drogi.
W dzisiejszych czasach wozów ślubnych jest zatrzęsienie, natomiast w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych było ich niewiele i za wesele brało się 3-4 a nawet 5 tysięcy! Nie mam na głowie tyle włosów, ile ten Fiat przewiózł par młodych.
Ale nie o weselach mam Wam pisać.
W momencie kupna wóz był jeżdżący, ale mocno już spracowany. Po wielu latach odbudowy ze ślubowozu udało mi się wyczarować wspaniały i zjawiskowy samochód.
O historii Polskiego Fiata 518 możecie przeczytać pod tymi linkami:
www.polskie-auta.pl/stara/518
www.autogen.pl/art-75-polski-fiat-518-mazur
www.old.timer.pl/mazur
Mój egzemplarz ma bardzo ciekawą historię. W czasie wywiadu z Horacym Unrugiem, zamieszczonym w Gazecie Wyborczej w 2006 roku, opowiadał on o życiu swojego ojca, Józefa Unruga, twórcy polskiej floty wojennej. Artykuł ukazał się pod tytułem „Mój ojciec Admirał” i znalazła się w nim duża wzmianka o samochodzie Polski Fiat 518. Zamieszczam poniżej najciekawsze fragmenty tego wywiadu:
Pana ojciec miał jednak opinię twardego służbisty.
– Niesłusznie, admirał budował autorytet na różne sposoby. Wszyscy uważali, że jest wyniosły i oschły. Według mnie bardzo konsekwentnie kierował się – zarówno w życiu, jak i w pracy – zasadami kodeksu honorowego. Miał jednak pewną słabość – skłonność do nadkontroli. Na poddaszu naszego domu w Gdyni Oksywiu leżało kilka lornetek i lunet, przez które wczesnym rankiem obserwował, co się dziej na zacumowanych nieopodal okrętach. Pewnego dnia marynarze pobili się dość brutalnie. Ojciec pojawił się w porcie i kazał stawić się do raportu uczestnikom bójki. Podwładni oniemieli. Po kilku takich incydentach zaczął otaczać go nimb wszechwiedzącego. Wyznawał zasadę, że marynarkę tworzą nie okręty, lecz ludzie. Starał się, aby jego wychowankowie cechowali się wysokim morale. Ojca drażniły ludzkie słabości.
„Podobno admirał chorobliwie wręcz reagował na pijaństwo marynarzy?
– Tak i miał specyficzne metody wychowawcze. Pamiętam jeden incydent z pijanym żołnierzem. Tata lubił prowadzić swojego służbowego Fiata 518. Jeżeli miał wolny czas, zabierał mnie w okolice bulwaru do kina. Kiedyś podczas takiej wyprawy zatrzymał nas na Oksywiu podpity marynarz. Musiał być nieźle zamroczony i spieszyć się na okręt, więc nie przyglądał się specjalnie samochodowi, do którego wsiadł. Przesiadłem się na przednie siedzenie i w lusterku obserwowałem marynarza. Wojak wsiadł, wygodnie się rozciągnął i zaczął się rozglądać po wnętrzu samochodu. Po chwili był sztywny z przerażenia. Ojciec podrzucił go pod bramę i – już całkowicie trzeźwemu – kazał stawić się na drugi dzień do raportu karnego. Powiedziałem: „Tato, przecież ty nawet nie wiesz, jak on się nazywa”. „Nie martw się – odrzekł. – Gdy wchodził do portu, spojrzałem na zegarek, a wartownicy zanotują godzinę wejścia i nazwisko. Znajdę go”. Nie było to konieczne – nazajutrz marynarz karnie zameldował się w dowództwie.
Był Pan otoczony dwiema silnymi osobowościami.
– Tak, mama w niczym nie ustępowała ojcu, jeśli chodzi o siłę charakteru. Doskonale jeździła konno, strzelała z pistoletu. Była wyśmienitym kierowcą. Miała Fiata 1100. Gdy ojciec pełnił funkcje dowódcy floty, zarządzała naszym 800-hektarowym majątkiem w Sielcu. Musiała często tam jeździć. Kiedyś wybrała się w podróż z szoferem. Jednak z wyprawy wróciła sama. Szofer nie wytrzymał jej jazdy, wysiadł w Bydgoszczy. Innym razem w ciągu dnia wykonała rajd Sielec – Gdynia – Sielec. Około 500 kilometrów. Biorąc pod uwagę stan tamtejszych dróg, to był naprawdę wyczyn. Eskapada jest pamiętna jeszcze pod jednym względem: był to 30 sierpnia 1939 roku.”
Kilka lat później ukazał się artykuł we wrocławskiej prasie o żonie Józefa Unruga. Napisała ona książkę o swoim mężu, a jeden z rozdziałów poświęciła Polskiemu Fiatowi 518, który był ulubionym pojazdem admirała. Mimo że Józef Unrug posiadał wiele służbowych samochodów, głównie amerykańskich, ale to Fiat 518 był jego ulubionym. Jak można było przeczytać wcześniej, uwielbiał nim jeździć samodzielnie, bez korzystania z szofera, co w tamtych czasach było czymś mocno nietypowym.
Po zbadaniu historii mojego wozu (co nie było takie proste i opisuję to w osobnej publikacji ) okazało się, że mój „ślubowóz” to właśnie ten pojazd!
Przesłany został do Polski w ilości trzech egzemplarzy z niemieckiej fabryki Fiata w Berlinie Charlottenburgu przy Dahlmannstrasse 20/21. Mój egzemplarz ma więc podwozie i silnik polskiej produkcji, a nadwozie niemieckie.
Po podpisaniu listu intencyjnego o budowie w Polsce linii produkcyjnej modelu 518, samochody te produkowano głównie dla władz rządowych bądź wojska i administracji wyższego szczebla. Nie był to samochód na kieszeń Kowalskiego. Kosztował bajońską sumę 12 tysięcy złotych (!), w czasach gdy model 508, ten mniejszy, kosztował 5 tysięcy! Teraz samochody są bardzo powszechne, ale musicie pamiętać, że w początkach motoryzacji, do których zaliczam lata 30-te, samochód był niewiarygodnym luksusem, porównywalnym obecnie do posiadania małego samolotu.
Mój Fiat 518 od początku wiernie służył admirałowi w Gdyni, gdzie mieszkał. W roku 1939 jak wszyscy wiemy, odbyła się „wielka ucieczka” po napaści Niemiec na Polskę. Polskie Fiaty 518, których było w Wojsku Polskim sporo, rozjechały się w różne strony, głównie do Rumunii. 518-tkę posiadał nawet dowódca Wojska Polskiego Rydz-Śmigły, który przed wybuchem wojny krzyczał głośno, że nie odda nawet guzika Niemcom, po czym pierwszy uciekł!
Natomiast wierna 518-tka Unruga się ostała, ponieważ Admirał jako jeden z niewielu nie uciekł i czynnie brał udział w obronie wybrzeża. Oczywiście dostał się do niewoli niemieckiej, gdzie był bardzo szanowany, zarówno przez Niemców jak i przez polskich żołnierzy . Zasłynął tym, że po wybuchu wojny powiedział, że nigdy nie odezwie się już po niemiecku i słowa dotrzymał. Ba, nawet książki czytał we wszystkich językach, tylko nie niemieckim! (musicie pamiętać, że urodził się w Niemczech, czyli tak naprawdę był Niemcem). Niemcy zaoferowali mu dowództwo Kriegsmarine w takim samym stopniu, jaki posiadał w Polsce. Za stworzenie polskiej przedwojennej floty i wielki patriotyzm dla naszego kraju, bardzo mu się odwdzięczyliśmy! Umarł w latach 60-tych w przytułku we Francji!
Samochód ktoś skitrał pewnie w stodole. Po wojnie odnalazł się w latach głębokiego komunizmu, mocno wyeksploatowany. Ale nie uwierzycie gdzie stał! W Warszawie, w fabryce FSO! Jakim cudem? Cudów nie ma. Fiat, podobnie jak przed, tak i po wojnie podpisał umowę na produkcję Fiata, tym razem 125, a nie 518. Zaraz po uruchomieniu fabryka FSO zrobiła „marketinga”, czyli akcję „nowy Polski Fiat za starego Polskiego Fiata!” „Stare” to oczywiście przedwojenne. Zebrano w ten sposób 8 Fiatów 508 i jedną 518-tkę. Szczęśliwcy, którzy wsiedli do nowiutkich Fiatów 125 rozjechali się, pozostawiając stare samochody w jednej z hal FSO. 508-mki ze względu, że były małe, szybko się „ulotniły” z hali, natomiast nikt nie chciał dużej 518-tki, która stała tam dłuższy czas. Z nudów pracownicy robili sobie zawody: rozpędzali auto i łup nim w ścianę hali! Samochód nie był na chodzie, a w ten sposób pozbył się również zderzaków i osłony chłodnicy. Relację otrzymałem od byłego pracownika z FSO, który dobrze to pamiętał, bo był jednym z tych dowcipnisiów robiących owe „bum w ścianę”. Samochód w pewnym momencie zniknął z hali i po wielu latach odnalazł się w Wesołej pod Warszawą, gdzie nowy właściciel zlecił jego remont w zaprzyjaźnionym warsztacie. Mechanik rozebrał auto, a „buda’”wylądowała pod płotem. Tak minęło siedem lat, a wóz nie doczekał się naprawy. W międzyczasie właściciel zmarł, a samochód wziął kolega, który również podjął próbę jego odbudowy. Po kilku latach, mocno już rozkompletowana 518-tka nie posiadała już galanterii w postaci klamek, zegarów, ozdób itp. Dlatego w przyszłym „ślubowozie” były klamki od drewnianej szafy!
Samochód w „proszku” po wielu latach został sprzedany handlarzom. Kupił go od nich człowiek, który przerobił go na „ślubowoza” i w takim stanie trafił na koniec do mnie.
W artykule są zdjęcia Polskiego Fiata 518 po odrestaurowaniu.
Wreszcie coś przydatnego, ostatnie trzy godziny to same jakieś
pudelki czy inne fakty