Bądź Pan człowiekiem, czyli skąd u mnie sfora psów!

Jak budowałem swój dom pod Warszawą to zachowałem stałe proporcje domu czyli 100 m2 powierzchni mieszkalnej oraz 100 m2 powierzchni garażowej! Czyli niby luz, a jednak po latach okazało się, że i tak układam tu bryki piętrowo! Zwłaszcza na zimę.  Ale nie o chacie mam pisać, tylko o trzódce, która na działce mieszka, plącząc się pod nogami od świtu do zmierzchu. Moim pechem jest to, że mieszkam… obok schroniska dla psów i kotów. Niby nic, ale jak była budowa mojej chaty to siedzieli tam przez pół roku robole. Ba, nawet przywieźli ze sobą przyczepę z Julinka (kiedyś była tam szkoła cyrkowa i stały „tabory”). W przyczepie było 10 łóżek i kuchnia. Niestety brak był toalety, ale od czego jest Toi Toi dla pełni luksusu! Więc panowie mieszkali tam i nocowali,  jedynie, z tego co zauważyłem z dużą dozą niechęci, raz w miesiącu jechali na weekend do domu. W dzisiejszych czasach to już prawie w zaniku, teraz ekipa budowlana przyjeżdża busem, mądrzy się i o 16-tej daje nogę do domu. Ale moi robole to była prawdziwa szkoła budownictwa. Panowie pracowali, gotowali, spali i nawet panienki po wypłacie zapraszali do mnie na działkę,  chwaląc się, że to ich chata! (na szczęście zawsze mnie to omijało, ale sąsiad się skarżył, że sodoma i gomora). Czytaj dalej Bądź Pan człowiekiem, czyli skąd u mnie sfora psów!

Jak biały „ślubowóz z PRL-u” okazał się Polskim Fiatem 518 i jak jeździ się „bryką” Admirała!

Bardzo wiele lat temu kupiłem ślubowóz, czyli dużą limuzynę pomalowaną na biało z niebieskim paskiem wzdłuż karoserii i siedzeniami obszytymi złotym sztruksem z Pewexu. Do tego klamki od szafy i kołpaki własnej roboty. Wóz nawet nie był specjalnie drogi.
W dzisiejszych czasach wozów ślubnych jest zatrzęsienie, natomiast w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych było ich niewiele i za wesele brało się 3-4 a nawet 5 tysięcy! Nie mam na głowie tyle włosów, ile ten Fiat przewiózł par młodych.
Ale nie o weselach mam Wam pisać.
W momencie kupna wóz był jeżdżący, ale mocno już spracowany. Po wielu latach odbudowy ze ślubowozu udało mi się wyczarować wspaniały i zjawiskowy samochód. Czytaj dalej Jak biały „ślubowóz z PRL-u” okazał się Polskim Fiatem 518 i jak jeździ się „bryką” Admirała!

Amerykanin w Warszawie – mój pierwszy samodzielnie odremontowany samochód zabytkowy!

Kilka słów o historii powstania mojej bryki, zanim weźmiemy się za jej psucie!

Matecznik producentów samochodów w Ameryce to oczywiście Detroit – ciemne zaułki, szemrane towarzystwo i Panie lekkich obyczajów. Do miasta w 1909 roku przyjechało kilku biznesmenów, chcących zarobić na produkcji automobili, tak jak zrobił to Henry Ford zyskujący sławę i fortunę. Między nimi był Roy Chapin i Howard Coffin, którzy, nieposiadając tak dużego kapitału, namówili niejakiego Josepha Hadsona do wyłożenia gotówki na ten pomysł. Hadson był bardzo majętny i poza wieloma kupieckimi firmami posiadał największy dom handlowy w Detroit. Założenia nowej spółki to produkcja samochodów lepszych od Forda, ale nie luksusowych. Pierwszy bardzo udany samochód opuścił fabrykę jeszcze w tym samym roku! Obecnie byłoby to niemożliwe! Wyprodukować samochód i stworzyć fabrykę w 6 miesięcy! Ale Czapin i Cofinn chcieli zarobić i wiedzieli jak to się robi! Czytaj dalej Amerykanin w Warszawie – mój pierwszy samodzielnie odremontowany samochód zabytkowy!